Quantcast
Channel: CIĘTYDŹWIĘK
Viewing all 183 articles
Browse latest View live

Tempo Remix

$
0
0
Ameryki nie odkrywam, ale po rozmowach na poniższe zagadnienie z kilkoma osobami stwierdziłem, że być może kogoś to zainteresuje więc przelewam myśli na papier jak prawilny chłopaczyna co ziomka nigdy nie sprzeda. Lata temu jak chciałem być najlepszym turntablistą w powiecie to wymyśliłem sobie, że aby zrobić coś nowego trzeba po pierwsze grać na nie rapowych bitach, po drugie, dzięki temu że są inaczej zbudowane odkryć w nich nowe patterny. Tak więc szlifowałem czarne rowy wypełnione techno, drumnbassem czy innymi wynalazkami. A, że często były to płyty tłoczone do odtwarzania na 45 obrotów, ja aby rozpracować dany bit i nauczyć się rutyny odtwarzałem je na 33 rpm. I powoli ucząc się powtórzeń przyśpieszałem płyty. Wtedy, a było to z 5-6 lat temu na swoje potrzeby stworzyłem moonbathon. Grając płyty które mają pierwotnie tempo w ponad 130 do 140 i grając je na 33 rpm uzyskałem wtedy nie doceniony przeze mnie efekt ciężkiego bitu otoczonego masywnymi dźwiękami. Teraz w ramach eksperymentów, korzystając z Serato gram tak czasami numery pierwotnie zakwalifikowane jako UK Funky i wychodzą ciekawe kombosy oscylujące wokół 105- 108 bmp - przy maksymalnym przyśpieszeniu +8% w moich Technicsach. Nie znam historii moombathonu, ale wydaje mi się że tak właśnie mógł powstać. Patent ten kilka razy sprawdził się idealnie, gdy w taki sposób puściłem "fuknowe" remixy szlagierów i uzyskałem brand new wersje moombah. Odwracając rolę z tempa 108 granego na 45 rpm, ale zwolnionego do -8% można wyczarować, coś co - teraz nie zabłysnę znajomością pod gatunków, rodzajów i styli - ma wiele wspólnego z Uk funky i kilka ciekawych dźwięków wokół. Podobnie sprawdza się pomysł przyśpieszania w konwersji breakbeat do drumnbassu. Zwłaszcza te nowe breakbeaty pełne dubstepowych brzmień ciekawie grzmią gdy puszcza się je na 45 rpm. Oczywiście są pewne przekłamania na tonacji, na estetyce brzmienia, ale w imprezowym tyglu percepcja podkręcona alkoholem i innymi używkami jak nabardziej akceptuje i pożąda breakbeatowe drumstepy grane kilkadziesiąt procent szybciej. Jak się nudzi w grudniowe wieczory to polecam przetestowanie różnych tempo remixów, bo w krytycznych sytuacjach braku materiału może ten patent być bardzo pomocny.

Tydzień na fejsie

$
0
0
Najpierw wprowadzenie w temat. Fejsbóg dzieli się na tych którzy śmiecą, spowiedników i kreatorów. Śmiecą CI wszyscy, którzy nic ciekawego do powiedzenia nie mają i po kolei jak leci wklejają po 100 klipów z Youtube, dwadzieścia demotów i udostępniają różne "wirusy" od konkursu w którym można wygrać 10 litrów jogurtu po apel o bojkot czegoś tam w imię walki z GMO. Sami nic odkrywczego do second life nie wnoszą ale ich lajki to sens egzystencji kreatorów. Kreatorzy to osoby z pokaźnym zasobie freindsów specjalizujący się w danej dziedzinie, którzy jako pierwsi wrzucają nowy klip, mają najlepsze foty i zbierają najlepsze noty. Dzięki nim coś na fejsie się dzieje i jak się dobrze tablice ustawi to można traktować fb jak serwis informacyjny. Ostatnia grupa to spowiednicy. Ich wpisy to najczęściej przekaz co robię tu i teraz: "śniadanko", "kupka", "zakupy w galerii z Weroniką M." i tak dalej. Na koniec dnia z reguły wrzucą coś odkrywczego typu: "Chuj mnie obchodzi co myślą o mnie dwulicowe kurwy. Ci co mają wiedzieć jaka jestem to wiedzą!" I tak właśnie mniej więcej wygląda struktura moich kochanych ziomeczek i ziomków z fejbunia. Zaczynam z nimi kolejne tygodnie i chcę z Wami się podzielić jak wygląda Wasz tydzień moimi oczami. Zaczynamy w poniedziałek. Od rana wpisy narzekające na powrót do świata czyli: "znowu tyrka", "jebana szkoła" i lecimy z narzekaniami. Koło południa zaczynają się pojawiać się weekendowe galerie z imprez i oznaczanie kto, gdzie i kiedy. To napędza komenty w stylu: "o nieee…", "kozacki melanż był", "TO ONI MNIE ZGWAŁCILI I UKRADLI TELEFON!!!" Gdzieś migną też komunikaty od djów, że wtedy i wtedy w takim klubie skradziono laptopa, lub w pociągu gdzieś w dupie ktoś zajumał case ze sprzętem. Wieczorem natomiast gdy foteczkowa wrzawa przycicha wyłaniają się opisy kulinarnych dokonań kolacyjnych wymieszanie z pytaniami o linki z "Jestem Bogiem". We wtorek do południa społeczeństwo buntuje się przeciwsko władzy. Po kolei wklejamy artykuły że ZUS to złodzieje, że trzeba trawę zalegalizować i ogólnie naród walczy o swoje. Po obiadku przebudzają się rapery z enigmatycznymi wpisami, że właśnie nagrali razem z RT23MC kozacki numer, który wszystko zmiażdży i będzie teledysk, ale to dopiero za trzy miesiące od daty ostatniego przesilenia licząc od września. Noc witamy znowu filmami lub linkami do relaksacyjnej muzyczki. Ogólnie leniwość. Natomiast środa to już postępujące zwieranie dupy przed weekendem. Rozpoczyna się udostępnianie i udziałobranie w wydarzeniach. Na jaw wychodzą niedopowiedziane kwestie z soboty, że Tomek powiedział, że Magda jest taka a taka, a Sebastian nie słyszał tego i ona miała pretensje, że ją zlekceważył i rozkręca się machina internetowych wojenek. Mental Cut i Daniel Drumz zdają sobie sprawę, że jest środek tygodnia i hajs musi się zgadzać to wrzucają linki do sklepów gdzie można zakupić ich EPki. Jesteśmy gotowi na czwartek. Od rana zamieszanie, bo pojawiło się zmęczenie czterema dniami pracy i każdy chcę już piątku. Śmieciowcy wrzucają klipy do premier z dnia poprzedniego, spowiednicy: ":( przeziębienie. F**K!", a tak poza tym to "Nic o mnie nie wiecie i się nie dowiecie". Znudzone marazmem zwykłego dnia nastki i odchudzone mamusie, co by sobie zrobić grunt pod sobotę wrzucają swoje sweet focie, a ich koleżanki nigdy nie wspomną w komentach o celulicie, a lajkujący koledzy pewnie podjeżdżają na ręcznym. Gdy zajdzie słońce, dje pompują swoje eventy wrzucają filmiki jak to było tydzień temu. Na koniec studenci pytają o piątkowy transport do rodzinnego miasta i fejsbuk kładzie się spać. W piątek odpalamy na grubo. Od rana tablica płonie od zapowiedzi, że dzisiaj wychodzimy na miasto. Że wrócił Marek z Londynu i cała banda na osiedlu będzie pić. Wpisy te poprzedzają demoty z kotkiem o piątku i radosne huuuuurra, że to koniec tygodnia. W połowie dnia spowiednicy zdadzą relację z ostatniego treningu na siłce i teraz z czystym sumieniem będą mogli schlać się i wpierdalać po nocach kebaby. Dje rozpoczynają litanie narzekań na PKP. A czas zaczyna płynąć coraz szybciej. Wpisy są coraz krótsze i mają na zadnie wywołać u innych zazdrość lub co najmniej zaciekawienie faktem, że to właśnie Krzysiek uderza na najlepsze melo w powiecie. Od godziny dwudziestej fb pustoszeje, gdyż wszyscy gdzieś, u kogoś z kimś. Lecz już za chwilę pustka zostanie skrupulatnie wypełniona tymi którzy z przeróżnych powodów siedzą @ home. No i mamy cały przegląd tematów od religijnych rozważań po żale z powodu tego, że technika zabija ludzkość po jakieś egzystencjalne wywody, że czas się zatrzymać, zastanowić, a później tylko skręcać w lewo. I tak nikt tego nie czyta, bo wszyscy ostro cisną na parkietach, domówkach i pod monopolami. Sobota już od świtu przemawia na zmianę hasłami które rozumieją tylko Ci którzy je piszą, cytatami z filmów wyrwanymi z kontekstu i zachwytami nad piątkową nocą. Gdy przebudzą się CI bardziej pokonani ujawni się kilka wpisów obiecujących, że Jacek już kończy z alko, że nigdy więcej. Ale, wszyscy wiemy, że melanż musi trwać, albo dorzucasz do pieca, albo spierdalaj na naszą klasę. To zbieramy po obiadku siły i zgodnie oznajmiamy światu, że skoro wczoraj było dobrze, to dzisiaj będzie dobrze kurwa w chuj. Że Ewcia i Monia z wrażenia połkną dupą własne stringi. Dejoty w samych superlatywach podsumowują wczorajsze głębokie dokonania za konsoletą, szydzą i narzekają na proszącą o coś fajnego blondyneczkę. Ale nie ma co pisać tu trzeba być i trzeba to przeżyć. No to jedziemy z online relacjami z danej chwili. Szybkie fotki ukazujące szaloną ekipę objuczoną litrami wódki. Jeszcze szybsze zapowiedzi, gdzie, kto na kogo czeka… I start! Gorączka sobotniej nocy. To oznacza wypis zakodowanych komunikatów, które znaczą wszystko i nic: "O kurwa", "ale gnój", "ogień". Publikowane ze smartfonów skutecznie nakręcają inne wpisy i zaczyna się festiwal kto ma lepiej, kto bardziej leci po bandzie i ile tych stringów jest w stanie połknąć dupą. Niestety nic nie trwa wiecznie i kiedyś ta sobotnia orgia musi się skończyć i zacząć kacowa niedziela wielkich postanowień. Wielkie postanowienia dotyczą podobnie jak po piątku zerwania z używkami, ale też idą dalej i gdy przyciska sumienie to palce na klawiaturze tak jakoś samo wystukują, że od jutra zapisuje się na siłkę, że koniec z głupotami i czas zabrać się za naukę, że trzeba coś w swoim życiu zmienić. Niektórzy od rana zapijają no to mamy szydercze komentowanie na bieżąco Familiady, czy skoków narciarskich. Do końca dnia pojawi się jeszcze kilka wpisów z kodami IMEI skradzionych telefonów, próśb o pomoc w odnalezieniu dokumentów i zapytań o numer do klubu, bo ktoś kurtkę zostawił. I tak o to wygląda Wasz tydzień w krótkim i tendencyjnym podsumowaniu.

Mr. Krime w KmwTv

$
0
0
Krime nie mógł doczekać się kiedy zrobimy z nim wywiad więc opowiedział swoją historie Kfatrowi z KmwTv. Są trzy części opowieści o polskim/krakowskim turntabliśmie przez pryzmat życia Wojtka więc po oglądnięciu pierwszej, która jest poniżej szukajcie kolejnych.

To chyba koniec

$
0
0
To już chyba jest koniec… Jeszcze tylko pozostało mi zagrać za tydzień w Białymstoku i patrząc w kalendarz oficjalnie mogę Wam podziękować za te kilkanaście już chyba lat melanży. Zero bookingów. Zero kolejnych imprez. Ja chciałbym, staram się, wyszukuję świeżynki, rozkminiam mixy, wysyłam swoje djskie cv. Ale niestety: za drogi, za stary, za słaby… Nikt nawet nie odpowiada na moje e-maile, czy wiadomości na facebooku. Czy aż tak przejebałem sobie "Zbyszkiem", czy może za bardzo się kiedyś opiłem i zamiast popłynąć świeżymi numerami to popłynąłem z nurtem rudej… A może właśnie się nie opiłem, a powinienem przybić banią jakąś znajomość z menagerem i w ten sposób dostać kolejne bookingi. W każdym bądź razie nie tak sobie wyobrażałem koniec "kariery". Po pierwsze to ja chciałem zdecydować kiedy i w jaki sposób skończę, ale to życie, to ten showbiznes zdecydował za mnie. Historia fajne koło zatoczyła. Moja pierwsza rap impreza na której stałem jak wryty i obserwowałem co z gramofonami wyprawiają Żusto z Feel-xem odbyła się w Tarnowie. Moja pierwsza rap impreza na której to ja stanąłem za deckami odbyła się chyba dwa lata później też w Tarnowie. A przed chwilą wróciłem z Tarnowa właśnie z mojej chyba przed ostatniej imprezy, która była na prawdę dobra i z czystym sumieniem stwierdzam, że dałem ludziom dużo dobrej, tanecznej muzyki. A Tarnów kolejny raz odwdzięczył mi się pełnym parkietem. Chciałbym, żeby za tydzień w Białymstoku też tak było, skoro ma to być mój ostatni set… Zagrałem w sumie większość imprez jakie można sobie wyobrazić. Na koncie nie mam tylko wesela. Ale są osiemnastki, są obsukrne piwnice i lśniące złotem kluby, są kilkutysięczne plenery i tłum ludzi pod sceną na rapowych koncertach. Brakuje mi tylko takiej prawdziwej wixy rodem z Energy 2000 albo Manieczek. W tym celu nagrałem "Ssij liż", aby trafić właśnie to takiego hangaru na 2000 osób, gdzie nad djką umieszczone są lasery a po bokach tańczą tancerki w klatkach. No nic... pozostaje teraz imprezowa turystyka podstarzałego widza. Będę sobie stał, sączył zimne piwko i obserwował innych djów jak sobie radzą z BPMami. Tak więc do zobaczenia na parkiecie…

Ciętydźwięk TV #3 - Dj Falcon

$
0
0
Tym razem w wyjątkowych, bo hotelowych okolicznościach trafiliśmy Falcona. Kolejny 30 minutowy wideło wywiad od nas dla WAS.


Krytyka Radiofonii

$
0
0
Ostatnio przez fejsa przelała się fala lamentu, że zamykają Radiofonię - rozgłośnie, w której m.in. swoje audycje mają topowi krakowscy dj'e i kolektywy. Pomyślałem sobie, że to zamach na kulturę w biały dzień. I zacząłem tej Radiofonii, głównie w ciągu dnia słuchać. I zaczęło się… Jednym z powodów likwidacji tej stacji jest jej znikoma słuchalność. Przecież radio dla studentów tworzone przez studentów, utrzymywane przez krakowskie uczelnie powinno mieć rzeszę słuchaczy od Miasteczka AGH po akademiki Politechniki. Jednak z każdym kolejnym dniem, z każdą kolejną audycją odkryłem tajemnicę upadku tego projektu. Mamy 2013 i eter dla młodych musi być atrakcyjny, musi sprawić, że słuchacz wróci. Ale, proszę bardzo posłuchajcie sobie Radiofonii w ciągu dnia i sami się zastanówcie nad tym co słyszycie. Po pierwsze jakość mówionych audycji jest tragiczna. Wiem co mówię, bo kiedyś sam sił próbowałem i po latach wiem jakie błędy popełniałem. Dykcja, dykcja, dykcja! Następnie charyzma, zdecydowanie, mówienie na temat, mówienie ciekawych rzeczy na temat, nie mówienie non stop "yyyyyyyy" tudzież "eeeeeee", pilnowanie przegadanego czasu… Oprócz kilku osób większość tych dziennikarzy i kilku djów nie potrafi dostosować się do wyżej wymienionych warunków. Dyskusję prowadzą w nudny i chaotyczny sposób, a tematy które dobierają są w stanie zainteresować siedem osób na milion. Powoduje to, że czasami Radiofonii słucha się jak CB w latach dziewięćdziesiątych. Dje w wieczornych audycjach bronią się jeszcze muzyką, może mi się podobać lub nie, ale wiem że to nie przypadkowa selekcja i że to w swoim gatunku jest bardzo dobre. Natomiast w ciągu dnia selekcja utworów jest dla mnie totalnie niezrozumiała. I tu nie chodzi o gusto ambitne granie, czy nie o granie hitów. Tu chodzi o to, że potrafię tolerować numery które puszczają Gacek z Manem, przeboleje czasami "trzy wymiary gitary", rozumie i uczę się, gdy leci "Magiel", ale przy większości "dziennych" utworów Radiofonii nawet płakać mi się nie chcę. Jedyne co mi się chce, to ich nie słuchać. I ja, bardzo tolerancyjny muzycznie ledwo wytrzymuję pomieszanie country z jazzem w oczekiwaniu na perełkę, która raz na dziesięć tracków się pojawia. A i tak zanim się pojawi to minie 20 sekund przerwy pomiędzy piosenkami. Ale jak ma to wytrzymać przeciętny student, który zaraz po wykładzie na który zaspał stoi dzielnie w kolejce w Lewiatanie, ze zgrzewką najtańszego piwa i modli się po cichu, żeby doszły pieniądze od rodziców, bo świnie sprzedali i matka miała iść na pocztę wpłacić. Raiffeisen. To radio samo wybrało drogę do słuchacza, który jest na dziesięciu kierunkach, robi dwa fakultety, ceni sobie wysoką kulturę, ale nie osobistą i ma tyle zainteresowań, że i tak nie ma czasu słuchać radia stworzonego dla niego. Wieczorne audycje tematyczne powinne się bronić same, bo przy najmniej w czterech przypadkach (pomijam jakieś rockowe - nie znam się i nie lubię) są puszczane w eter przez osoby zdające sobie sprawę z odpowiedzialności za każdą sekundę emisji. A niska popularność tych programów to zapewne brak odpowiedniej promocji i kanałów dotarcia do słuchacza. I na koniec powiem Wam, że nie życzę wcale Radiofonii, aby się obroniła. Ktoś w jej kierownictwie tak nią pokierował, że zmarnował zapał wielu osób za darmo, z pasji nią tworzących. Życzę natomiast kilku osobom z jej składu, aby odnaleźli się w innym radiowym medium, które doceni ich talent i kunszt i da im profesjonalną platformę do prezentacji swojego zdania i swojej muzyki.

SWAG Slang

$
0
0
Bida panie tej zimo-wiosny. Grania mało… Więc człowiek siedzi w domu, a jak siedzi w domu to traci kontakt z szalonym światem rozrywki, który musi znać od podszewki skoro wybrał drogę wodzireja. I tak oto trochę zaspany, skryty w sobie wychodzi z tych domowych pieleszy i wkracza w błyszczący świat klubowego slangu. Tak więc w ramach przygotowań do mojej najbliższej imprezy odrabiam zadanie domowe i zaznajamiam się ze słownictwem obecnie królującym na parkietach. Po pierwsze SWAG. Jak masz SWAG to masz SWAG, jak nie to spierdalaj. SWAG to SWAG i nie ma co tłumaczyć, bo i tak mi nikt nie wytłumaczy. SWAG widać, SWAG słychać. Po drugie jak jakiś party rocker kryczy do Ciebie, żebyś zagrał "Kolo Terrocico" to chodzi o nic innego jak Harlem Shake. Chodzi o to, że jeden na początku "dupcy" w powietrzu i on ma w opór SWAG, a następnie po wejściu bitu wszyscy skaczą w płetwach, kombinezonach, mistrzowie wypadają z okien. Harlem Shake został znienawidzony przez rdzennych harlemowców, ale przez chwilę miał szansę dobić do Gangnam Style. Niestety jak na razie słabo przyjął się w Chinach i Indiach. Dalej o Pikeju nikt by nie słyszał, gdyby nie Tede, a teraz fejsina ma bekę z Chopina rapu. Trzeba wiedzieć, że Pikej jeździ Ferrari i nie chce być kojarzony przez pryzmat siostry, a zmarłego ojca. Wracamy do klubu, a w klubie cały czas SWAG i "all eyes on us", a Britney Bitch. Jak Hashtag jest w tekście to tylko Reiffeisen. A jak Trap to jak Skrillex spotkał Three-6-mafia, ale pierwszy beat zrobił Matheo. Trap rozpędza się do vixy w tempie 140 ale na wejściu kulminacyjnej frazy łamie się do 70 bmp i w oparciu o z reguły cykający i prosty, ale dobitny i solidny beat (808 ???) wjeżdża na dynie piszczałkami i bassami rodem z dubstepu, ale nie z takim nasyceniem i natężeniem. Trap jest bardziej SWAG niż dubstep. Acha jeszcze jedno. Nie tylko słowa świadczą o Tobie. Bo najważniejsze w hierarchii SWAGowców jest wydziabanie się od góry do dołu najlepiej w motywy typu "pin up" + jakiś słowik. A jeżeli to zrobisz poniżej 21 roku życia to masz +10 do SWAGU!!! I pamiętaj także, że tatuaże na głowie nabierają odpowiedniego charakteru tylko gdy w uszach masz wielkie kolucha. A "Elo" się skończyło po "Skandalu" Molesty…

Raptime w Eska TV

$
0
0
Na rapie to ja się panie kolego nie znam. Na polskim tym bardziej. A tu sobie znalazłem jakieś odcinki programu Raptime emitowanego w Eska TV. Ogólnie przyzwyczajony do niemrawych wywiadów upalonych raperów z kolegami raperami odpaliłem to tylko dlatego że zamieszany jest w to nasz DJ Kostek. I powiem Wam, że fajnie to sobie wymyślili. Kostek jest całkowitym przeciwieństwem wywiadowców znanych mi z tzw. starej Vivy czy MTV. Jest dynamiczny, energiczny i uśmiechnięty, a dodając jego charyzmę wychodzi nam najciekawszy prezenter w historii polskiego rapu w mediach. Ogólnie wiem, że czasy wymagają, aby był szybki montaż, urywany, przeskoki z kamer... Ja stary jestem i trochę nie nadążam, ale akceptuję to że takie są wymogi gimnazjalnego pokolenia i tak trzeba. W środku programu dla nas rzecz najciekawsza Kostek miksuje w freestylowy sposób polskie klipy rapowe. Po zwrotce, po refrenie, proste juggle, tu skreczyk, tam jakiś efekt. Krótki z Benem pewnie to zdissują, ale ja uważam, że fajnie że w takiej Esce, której jako radia nie nawidzę pojawiły się w decki i mimo, że to video mix to jednak te gramofony pracują i igły trzeszczą. Ale skoro obrał sobie taką fuchę, to uważam, że korzenie go zobowiązują, żeby właśnie do takiego "nowoczesnego" projektu zapraszać także właśnie wspomnianych Modulatorsów, bo z tego co widzę to rap w Polsce poważnie odżył i fajnie by było, gdyby turntablism też sobie odciął kilka kuponów z tego, a nie był tylko wypełnieniem refrenów, gdy mcs nie mają na nie pomysłu...

DJ Days - Gdańsk

$
0
0
Halo Wybrzeże czy mnie słychać?
Jeżeli tak to nadaje!

Mianowicie w dniach 1-2 czerwca br. w Gdańsku odbędzie się święto miłośników muzyki i DJ'ów.

Konferencja, warsztaty muzyczne, skrecz sesja, prezentacja sprzętu, spotkania z artystami. To wszystko w jednym miejscu i czasie. Czegoś takiego nie było wcześniej w Gdańsku.
Swój udział zapowiedzieli m.in. DJ Eprom (poprowadzi m.in. warsztaty z Serato), mistrz 16 padów Nativizm (warsztaty z Ableton) oraz DJ Wide (warsztaty z Traktora).

Co i jak, kto, kiedy i za ile:

1 czerwiec - SOBOTA (chodzi o dzień, nie o rapera)

- będzie przeznaczona na zajęcia dla początkujących.

W tym dniu zaplanowano:

-konferencję "Przeszłość i przyszłość sztuki didżejskiej?"

-warsztaty dla początkujących - klasa Ableton, klasa Serato i klasa Traktor

-pokazy sprzętu dla DJ'ów i muzyków otwarte dla wszystkich chętnych

Pod koniec dnia odbędzie się impreza muzyczna w jednym z trójmiejskich klubów w której udział wezmą wszyscy wykładowcy i uczestnicy warsztatów

2 czerwiec - NIEDZIELA (wiadomo, że to dzień, bo takiego rapera nie znam)

- będzie przeznaczona na zajęcia dla zaawansowanych. Oczywiście, początkujący też będą mogli wziąć w nich udział.

W tym dniu zaplanowano:

-pokazy sprzętu dla DJ'ów i muzyków oraz prezentacje otwarte dla wszystkich chętnych
-warsztaty dla zaawansowanych - klasa Ableton, klasa Serato i klasa Traktor
-skrecz sesja

Zwieńczeniem dwóch dni będzie wspólny występ w sali koncertowej Sceny Muzycznej GAK wykładowców i uczestników warsztatów.

Cietydzwiek TV #4 DJ NORIZ!!!!!

$
0
0
Blog zaniedbany, ale cały czas działamy! Kolejny wywiad!


Piersi "Bałkanica" - nie wiem czemu o tym piszę...

$
0
0
   Nie pisałbym tego posta, gdyby nie fakt, że utwór ten usłyszałem w radiu katolickim... I w głowie od razu pojawiło się pytanie kto wpadł na pomysł, żeby zrobić taneczny szlagier dla katolików.
   Nie pisałbym też tych wypocin, gdyby nie fakt ze wszystkie inne polskie piosenki zaliczane do tzw. muzyki rozrywkowo-popowo-rockowej, które wtedy puszczali były smutne jak mina ministranta gdy wychodzi z zachrystii po pierwszym gwałcie wykonanym na nim przez wielebnego księdza proboszcza. A tu pojawiło się coś wesołego, innego od tych pompatycznie zrozpaczonych debiutów zwyciezcow programów typu talent show. Później "Bałkanice" po kolei słyszałem w komercyjnych stacjach i za każdym razem tak samo wzbudzała we mnie podziw jak i wkurwienie. Skoro utwór budzi takie emocje to znaczy, że będzie hit. 
   Będzie lubiana bo tekst ma w sobie grzeszny potencjał, ale jednocześnie nie pada żadne przekleństwo, wódka jest winem i są nawiązania patriotyczne do polskiej mocy. Więc będzie to grane wszędzie i zbrzydnie bardziej niż "Ona tańczy dla mnie".
   Tempo kawałka nadaje się idealnie na dyskoteki, zabawy i inne festyny, a jego konstrukcja, kiczowate lecz chwytliwe bałkańskie dęciaki i akordy przypadają do gustu statystycznemu obywatelowi Polski w wieku od 18 do 60 lat, który jest kobietą lub mężczyzną i mieszka w małej miejscowości lub dużym mieście, dzielnie dopingował Adama Małysza, Roberta Kubicę, polskich siatkarzy i siostry Radwanskie. Producenci chcieli też zrobić modnie i wstawili dubstepowy breakdown, ale dubstep modny już nie jest, a pewnie jak układali muzykę to trap jeszcze dopiero się wykluwał z 808...
   I teraz fakt najważniejszy, dzięki któremu numer ten będzie żył swoim "nie muzycznym" życiem w komentarzach na Youtube, w rozmowach, w portalach plotkarskich. Mianowicie to zespół Piersi, a Kukiza nie ma. Hit bez Kukiza? Sprzedali się? Gdzie jest Paweł? No i mamy receptę jak stworzyć pełno wymiarowy hit, który spełnia wszystkie wymagania od tekstowych, przez muzyczne po obyczajowe.

 

Wizerunek cyfrowego Dja

$
0
0
    Kiedyś było tak, że liczyło się to jak kto podaje pałę, a nie ile ma znajomych na facebooku. Małolatki nie patrzyły na Twoje Air Maxy tylko na styl w jakim trzymasz jej głowe. Ale ten post nie jest o tym.
    Było tak,  że Dje jeździli na imprezy z case'ami. To były kurewsko ciężkie skrzynie, a wypełnione setką winyli były turbo kurewsko ciężkie. Ich klasycznym numerem jaki nam fundowały było obijanie piszczeli i urywanie palców przy taszczeniu tego cholerstwa po pijaku z klubu na dworzec. Dopiero później ktoś wpadł na pomysł troyeli i materiałowym toreb "na ramiennych". Na początku były te lotnicze skrzynie wożone na wózkach prosto od Ukraińców z placów targowych.
   Niektóre lubiły także jak podczas podawania przyduszało je się, albo chociaż targało za kudły. Ale znowu kurwa nie piszę o tym co trzeba...
   No i tak podróżując to tu, to tam mniej lub bardziej systematycznie pojawiały się na skrzyniach wlepki. Ważne, żeby były stylowe z USA. Tak więc wjeżdżały nalepki z singli, mixtapów. Z firmówek to kto miał Vestaxa, Carharta albo Mixwella to miał pierwszeństwo w pociągowym przedziale przy wyborze miejsca, gdzie będzie stał case. Takie to były czasy Panie kolego...
    Teraz nie ma skrzyń. Mamy plecaczki, nesesery, eleganckie i lekkie torby lub inne walizeczki na kółkach. Nie ma na nich wlepek, bo każdy stara się nie ujawniać, że jest djem i ma tam komputer i inny sprzęt za kilka/kilkanaście tysięcy złotych.
    Ale, Dj nie jest taki, żeby tej naklejki, jednej, drugiej, czy trzeciej sobie gdzieś nie wlepił. I tak, się złożyło, że tym miejscem są nasze klapy od komputerów. Ludzie z poziomu parkietu już nas nie widzą, bo widzą te klapy od mac booków. Można wręcz powiedzieć, że klapa zwierciadłem duszy dja. I jest tu kilka ideologii przyozdabiania tego najbardziej eksponowanego miejsca na djce.  Tak więc mamy wysokiej jakości estetów, którzy starannie projektują logotypy na obudowę, mamy także freestylowe komiksy ułożone z przypadkowych wlepek, to trochę pokazuję też jaki dj ma porządek w katalogach z muzyką. Mamy też podejście komercyjne. Gdzie miejsce ksywki, czy adresu strony Dja zajmuje naklejka sponsora. Jest streetowa, stylowa ale jednak 500 milionów za logo miesięcznie wjeżdża...
   No to ruszamy z przeglądem. Na pierwszy rzut idą esteci, którzy nawet na videoodtwarzaczu OTAKE z 1989 mają jeszcze folię. W hotelu poznasz ich po tym, że mają własne, przywiezione z domu pluszowe nakładki na muszle klozetową. A tak poza tym to mixy najrówniejsze i skrecze najlepiej docięte.
DJ Twister:
DJ Kebs:


   Teraz pora na bardziej odważnych, oni już na trzeciej randce delikatnie wsuwają rękę pod bluzkę, a przy pocałunku forsują językiem jedynki dziewczyny. Ogólnie to często wyrywają dupy na hasło, że znają Trakmajstra. W selekcji muzycznej są trochę zwariowani, bo czasami puszczą nawet i Nirvane i formie żartu Backstreet Boys. Ale jeżeli o outfit swojego komputera, starannie dobierają naklejki kierując się promocją swojej osoby, przypodobaniem się sponsorowi, czy też po prostu zaklejeniem przypałowego logo producenta peceta.
DJ Zaju:
DJ Luter One:
DJ Hdd Cut:
DJ Krótki:
DJ Bleq:
DJ Frodo:




   Idziemy dalej. To jest chwila dla tych, którzy na afterparty jako pierwsi włamują się hotelowego baru. To Ci którzy już wchodząc do klubu wiedzą, która klęknie i odda hołd. To Ci którzy mają taki rozpierdol w folderach, że wszyscy myślą, że zajebiście grają, a oni po prostu nic nie mogą znaleźć i puszczają po kolei co leci. Niby te naklejki pojawiają się spontanicznie, niby to takie szalone. Ale spoko, spoko. Dj nie jest taki, żeby coś przy okazji nie ugrał. Pokaż mi swoją klape, a powiem Ci ile zarabiasz...
 DJ Spox:
DJ Plash:
DJ Feel-x:
DJ Trakmajster:


 No i to byłoby na tyle tej taniej szydery z nas samych... Gdybym nie dostał jednej fotki. Gdzie po prostu ktoś miał pomysł, zajebisty pomysł...
DJ Warson:









DJ na wesele wg. Trakmajstra

$
0
0
   Najważniejszy punkt tego tekstu to uświadomienie sobie, że są takie wesela, gdzie tzw. masę taneczną stanowią roczniki, które wychowały się w takich czasach, okolicznościach i środowisku, że chcą zarówno usłyszeć  i bawić się do "Cykady na cykadach" Maanamu, "Voo Doo People" The Prodigy i "California Love" 2Paca. A kawałki te umiejętnie zmiksowane poniosą także przez parkiet ciocię Zosię i wujka Krzyśka, co pomimo jakiś tam operacji na raka prostaty ten jeszcze jeden raz postanowił zabłyszczeć w tańcu mokasynem.
   Druga kwestia to moje przeświadczenie oparte na wielu weselichach na których się bawiłem, że dobry zespół to podstawa i DJ wcale nie jest lepszy od Casio, gitary, trąbki i dobrego wokalu. Ale DJ, ma w swojej bibliotece takie numery których nie ma zespół. DJ potrafi je podać w taki sposób w jaki nie zrobi tego zespół i wreszcie DJ wznosi wesele na poziom dyskoteki i samo wejście DJa powoduje, że duża część imprezowiczów czuje się swobodniej.
   W moim wydaniu DJ nie jest obytym w biesiadnym żargonie wodzirejem, który do każdego w śmieszny sposób zagada, który poprowadzi zabawne, ale tandetne rozgrywki z bananem, balonem czy czymś innym w roli głównej. Ja być może na bieżąco coś wymyśle. Ale do biesiadnej pracy z mikrofonem się nie nadaję. Zagrałem na dwóch weselach i chcę więcej. Wierzę, a wiarę swą opieram na uśmiechach ludzi dla których grałem, że jestem w stanie zbudować most pomiędzy Kazikiem, Sean Paulem, a zespołem Bolter. Idealna dla mnie sytuacja to, gdy goście Państwa młodych to osoby wywodzące się raczej z trochę większych miasteczek, bez obciążeń genetycznych w postaci naturalnego pędu lania się po mordach, bo co to za wesele bez awantury… To ludzie których dzieci mające obecnie w okolicach 30tki słuchali Chemical Brothers, byli kiedyś na koncercie Paktofoniki i całkiem niedawno tańczyli w klubie do przebojów Rihanny. Ich rodzice natomiast także są na weselu i nogi same ich porywają, gdy słyszą Bregovica z Kayah, Boney M, czy Kombi. A tak poza tym to mają wyższe wykształcenie i z pozoru są przykładną rodziną. Pomijamy fakt, że ona sześć lat temu jako pracownica jednego z urzędów centralnych była na szkoleniu i wdała się mały romans z przełożonym. Najbliższe otoczenie coś wyczuwało, że relację od tego momentu między małżonkami nie były już takie same, być może on zaczął pić... Ale tego tematu tu nie poruszamy…
    Co by między nimi się nie działo, ja sprawie że w tańcu mimo, że są za starzy na seks i za młodzi na sen to odnajdą z powrotem ścieżkę ku miłości. Utwory będę podawał na różnoraki sposób, niektóre, będące hitami, ale kontrowersyjnymi hitami. Bo mają zbyt agresywną gitarę, bo tempo to 170, bo na weselu daggaring nie przejdzie. To takie numery wpuszczę na refren, dwa, żeby podbić, żeby wyciągnąć na parkiet tych którzy zawsze gardzili Disco Polo Relax, a jak już będą na parkiecie, to aby sekcja emerytek od strony panny młodej nie połamała sobie nóg, złamie konwencje Szatana jakimiś polskimi hitami z lat 80tych, a nawet dam królowej Maryli rozwinąć skrzydła. I będzie te skrzydła rozwijała przez całą długość piosenki. A sekcja emerytek nie po to przez ostatnie lata koczowała po szpitalach w oczekiwaniu na nową protezę z NFZ, aby teraz na weselichu siedzieć i wpierdalać kolejnego krokieta, którego lekarz zabronił. Nogi są po to, żeby tańczyć. Więc nie będę dodawał żadnych efektów, nie będę skracał. Niech ona śpiewa i cała sala razem z nią. Niech w kółeczku wszyscy nucą refren i zabawa trwa. A co. Fajnie by było gdybym znów mógł grać w formie niespodzianki, dodatku do zespołu i uzupełnić repertuar o te wszystkie sztosy od lat 60tych do współczesnych. I na prawdę mam frajdę w puszczaniu Czarno-Czarnych czy jakiś boogie discowych bangerów z lat 70tych, na zmianę z bieżącymi Will.I.Ami.
     Dobra, tak się tu rozmażyłem o swojej roli, a przeglądam sobie oferty prezenterów na wesela i muszę przyznać,  że porwanie się na zagranie całego wesela, które trwa czasami naście godzin to poważne wyzwanie. W sumie na weselu inaczej się gra, bo nie gra się cały czas, bo są przerwy na torcik, rosołek i wódzitsu i przemówienie pastora. I w sumie nie gra się tak dynamicznie jak na zwykłych imprezach, to jednak playlistę trzeba mieć solidnie rozkminioną, żeby rozplanować siły swoje i gości na całą noc szalonej imprezy. Także powiem Wam szacun dla tych wszystkich wodzirejów Tomków, Grześków i Marków którzy z własnymi kolorofonami tułają się po Polsce, bo łatwej roboty nie mają.
  

Trakmajster remix pack vol. 1

$
0
0
     W związku z tym, że kilka osób zwracało się do mnie o udostępnienie różnych a capelli i różne lepsze lub gorsze historie z tego wychodziły. Wrzucam "Trakmajster Remix Pack vol.1", są to moje refreny z kilku utworów nagrane do tempa 130. Róbta z nimi co chceta, tylko jak gdzieś wrzucacie poinformujcie mnie o tym i dajcie w opisach link do mojego fan page'a. A jakbyś przypadkiem zacząl zarabiać na tym miliony monet to dzielimy się fifty fifty.
download Trakmajster Remix Pack vol.1

DJ Trakmajster - Boom Ragga Bap

$
0
0
Wiem, tak wiem.
Jest trochę buraków, trochę błędów przy miksowaniu. Ale robiłem trzy podejścia i za każdym razem coś. Stwierdziłem więc, że tak pewnie też gram na imprezach i w przypadku takich minimixów nie ma sensu spinać się, poprawiać, edytować. Po prostu tak gram i przedstawiam Wam kolejny minimix tym razem moje podejście do połączenia rapów z dancehallem. Bardzo lubię taki sound, w który wprowadził mnie Krime mixami Stamina Beatz i polecam Wam na jesienne wieczory. Miłego słuchania.


MentalCut - All Booty Everything Mix

$
0
0
To nie będzie recenzja mixu. Wszystko się w nim zgadza, fajerwerków nie ma. Są raczej FajerTwerki...
To będzie krótka notka o tym co MentalCut pokazał tym mixem.
To było tak, że wszyscy zajawieni trapami zapomnieli o tym, że 3/4 lekko pijanych studentek nie da rady do tego tańczyć. Tempo, które u innich sprawia automatyczne wzbudzanie tyłka do seksistowskich ruchów w każdej płaszczyźnie nie sprawdza się na większości naszych klubowiczek. Chyba, że jest 3:00 w nocy, a one są już konkretnie zrobione.
To będzie tak, jak w tym mixie, że połamańce, bassy, clapy i proste rymy w newschoolowym wydaniu w tempie 100 wprowadzą nową jakość i świeżość do naszych setów jakże błednie nazywanych "rnb". To musi zaskoczyć i po przesłuchaniu tego secika wierzę, że już wkrótce wielu remixerów przyśpieszy z 70bpm na +90bpm i da nam - djom nowy sound, właśnie taki jaki jest w tym mixie i posłuchajcie go sobie, bo już wkrótce przyśpieszone trapy zdominują parkiety w dyskotekach na terenie całego kraju. Miłego słuchania!

Rap vs. Medjugorie

$
0
0
   Ze względu na charakterystyczny skład, na środek lokomocji, na miejsce i czas nie mogę w tej historyjce wyjawić wszystkich jej szczegółów i okoliczności, ale postaram się jak tylko mogę…    Postaram się z całych sił swoich oddać  klimat i rzetelnie przekazać jak to było, a było tak…
   Był sobie skład hiphopowy. Z jakiego miasta? Nie powiem. Jak się nazywał? Nie powiem. Jakie miał hity? Nie powiem. Ale miał te szlagiery, a wtedy, a były to czasy hiphopowej Vivy był na szczycie i zgarniał  co tydzień konkretny hajs koncertując po całej Polsce. Słuchali ich prawilniaki i słuchali bouncowcy, nie byli na szczycie, ale mieli nagrywki u Volta, mieli wywiady w Klanie, Ślizgu, mieli za sponsora polską markę odzieżową i mieli respekt. A to się liczy.
Jeździli sobie takim vanikiem to tu to tam. Pili sobie w nim. Palili. Jeździli raperzy, dj, kierowca i zawsze jakiś kompan, który na koncercie był najbardziej pijany, robił siarę i najgorzej reprezentował Wuwua na prowincji. Mieli w swoim składzie w sumie dwóch frontmanów, z których jeden zrobił później większą, a drugi dużo mniejszą karierę. Potrafili nawinąć o przygodach na osiedlu i radzili sobie z wrażliwymi tematami dotyczącymi kobiet. A one za to ich uwielbiały, pożądały, rozpoznawały i, a to były czasy początkujących grupies, świadome konsekwencji piły z nimi wódkę na hotelowych afterach.
   I była sobie młoda studentka turystyki czy podobnego kierunku, która w małej, śląskiej miejscowości pomagała swoim rodzicom w prowadzeniu rodzinnego biznesu - pielgrzymkowego biura podróży. Rodzice, oddani dziełu Prymasa Tysiąclecia, przy wsparciu kurii i lokalnej, raczkującej, katolickiej rozgłośni radiowej rozkręcili całkiem dobrze prosperujący interes codziennie wysyłający za granicę górników, nauczycielki, urzędniczki niższego szczebla i
spawaczy z Elektrowni w Jaworznie. Była młoda, atrakcyjna, ale nigdy nie odkryła siebie jako kobiety. Kobiety w sensie istoty, która pożąda i którą pożądają mężczyźni. Chociaż zdarzały jej się chwilę gdy serce zaczynało mocniej bić, nogi drżeć, a na policzki wskakiwał ognisty rumień. Wstydziła się tych myśli, bała się ich. Robiła wtedy znak krzyża i skrycie marzyła, aby wróciły jeszcze mocniejsze, jeszcze bardziej ją wypełniały i żeby wreszcie się urealniły…
   Nie do końca wiem dlaczego, jak to się stało, ale mniej więcej chodzi o to, że była jakaś awaria, problem, error error, dawaj pozor, czy coś w tym stylu i ona stała na cpnie na rogatkach Mysłowic, zmarznięta, przerażona i zagubiona. A autobus którego miała być pilotem wyjeżdżał z Opola. Zwykła pracownicza wycieczka ku odnowie religijnej w Jezusie Chrystusie zgromadziła kilkadziesiąt osób - pracowników miejscowej elektrowni. Ona jest w Mysłowicach bez pojęcia co i jak. Oni są w Opolu i na starcie jadą dziesiątki różańca. A przy dystrybutorze kręcą się "w kapturach postacie, to nie mnisi to źli i łysi, to klima kapiszi". Na lekkim rauszu po melanżowej nocy, z szarmanckim humorem wspartym instynktem łowcy na wyjeździe. Część, cześć, może pomóc? Wsiadła…
   To pewnie taki typ, że po siku zawsze umyje ręce, że nigdy nie zapaliła papierosa, że w liceum całowała się z chłopakiem, a później płakała i prosiła Maryję o przebaczenie. A tu wsiadła do busa pełnego samców z których każdy "moro poolover USA sportowe buty i głowa łysa". Co ona sobie myślała? Że namówi ich, aby wykupili u rodziców wycieczkę z paniami z ZUSu do Lourdes? Tego się nie dowiemy, pewnie po prostu była naiwna i sądziła, że ci mili młodzieńcy na prawdę tylko ją podwiozą te sto kilkadziesiąt kilometrów… Przecież mają po drodze! A co to za droga była. Teraz, to się panie kolego śmiga A4, a wtedy? Wtedy to pewnie dopiero Stalexport zabierał się za stawianie pierwszych bramek w Balicach, a na Śląsku asfalt zwijali po zmroku, żeby go przy okazji razem z węglem nie kradli. Tak więc droga była długa i kręta, a humory naszych raperów rozkręcały się z minuty na minutę.
   Gdy rodzice dołożyli co nieco grosza do nowego dzwonu, to ksiądz proboszcz zaprosił ich na uroczysty obiad. Była taka podekscytowana, że będzie mogła spożywać posiłek przy jego magnificencji. To było wyróżnienie i czuła, że życie w tej wspólnocie wiary jest dla niej taką opoką, że jest bezpieczna, że otacza ją najszczersza miłość. Mama na początku trochę protestowała, ale odmówić jego ekscelencji proboszczowi, który jako pierwszy w diecezji sprowadził kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, co został poświęcony przez Papieża Piusa XII w 1957 roku? Poza tym córka już dawno była pełnoletnia i jedna czy dwie lampki wina do obiadu na pewno jej nie zaszkodzą. Tych lampek było trochę więcej, a nasza bohaterka na drugi dzień czuła się fatalnie, nawet na nabożeństwo majowe nie poszła i prawie nic nie zjadła. Od tamtej pory przez całe studia nie tknęła więcej alkoholu. Ale przecież odrobinkę słodkiego krupniku na rozgrzanie Pan Bóg jej wybaczy! Przekonali ją.
   Z Mysłowic do Katowic jest niby rzut beretem. W Katowicach " jedna flaszka pękła, pęknie następna". Ci raperzy tacy inni byli niż jej znajomi. Tak przyjaźnie pachnęli i tacy męscy byli i pewni siebie. Ale nie mogła się rozpraszać, nie mogła  zapominać, że przecież złożyła ślub czystości przed obrazem Matki Bożej w Klewaniu. Że przecież musi zachować pobożność maryjną i poprowadzić jako przewodnik rekolekcję duchowe dla spragnionych pokory serca i czystości uczuć strudzonych pracowników opolskiej elektrowni. Ale czuła takie ciepło gdy siedząc między nimi mimowolnie ocierała się o ich bicepsy, czuła, że ogarnia ją rządza bliskości płciowej. Wiedziała, że kusi ją szatan, ale chciała zapomnieć, że jest córką kościoła głoszącego cześć Maryi. Alkohol i emocje coraz bardziej rozpalały jej smukłe ciało i gdy tylko poczuła jego rękę na swoim udzie zamknęła oczy i skierowała ją ku kwiatu swojej kobiecości, którego płatki stawały się coraz wilgotniejsze. Bała się tego, ale dążyła w nieznane. Jej myśli kotłowały się i na ułamki sekund próbowała się wyciszyć myśląc o zwiedzaniu Parku Narodowego w Plitvicach, by wręcz natychmiast powrócić do delektowania się rozkoszą dotyku ciepłego języka na jej szyi. Nie wiedziała, co robić, jak się zachować. Nigdy nie była w takiej sytuacji. Nigdy nawet o czymś takim nie śniła. Po prostu zachowywała się tak jak jej instynkt podpowiadał. To był instynkt młodej pumy, otoczonej przez watahę młodych samców. A oni nie walczyli między sobą, oni brali powoli każdy kawałek jej ciała. Jej sterczące nabrzmiałe, czerwone sutki, których tak się wstydziła, gdy brała kąpiel wędrowały do ust i przygryzane sprawiały, że wiła się nieznanej dotąd rozkoszy. Ale przecież jej celem  była droga krzyżowa na górę Kriźevac, na której znajduje się krzyż upamiętniający 1900 rocznicę Męki Pańskiej, a nie oddawanie się upojnej orgii. Za późno. Wszedł w nią. Nie miała pojęcia, że ma coś takiego jak mięśnie Kegla. Nie wiedziała co robi, ale pracowała całą miednicą. Mocniej, głębiej, szybciej. Krzyczała z ekstazy i wiła się w tym busie. Drapała i syczała z uniesienia. Piątego dnia pielgrzymki miała wejść na Górę Zjawień - Podbrdo, a ona już teraz osiągnęła wszystkie szczyty.
   I wszystko by układało się w wspaniałą historię, jak to rap otworzył dziewczynie oczy na rozkosze cielesne, z którym tak do tej pory walczyła. Gdyby nie relacja naszej Yo ekipy...
   Tak więc zabrali na pokład zagubione dziewczę, co mimo XX wieku żyło jak w średniowieczu, a tak na prawdę oczka na widok faceta żarzyły się jak kurwiki. Dali jej jedną banie, bo tak w sumie wypada. A sama połknęła prawie cały flakon i rzuciła się na nich w erotycznym zrywie macicy. Krzyczała coś o Jezusie, Maryi jednocześnie szamotając się i beznadziejnie całując z tym właśnie ziomeczkiem co dzień wcześniej tak wojował na scenie, a teraz na zerwanym filmie od rana zapijał i rzygał. Prawie wyrwała mu kutasa i sobie go wsadziła jednocześnie wydając dźwięki jakby ktoś prosiaka zarzynał tępym nożem. Oni zwariowali w tym busie. Na początku powiem wam, że trochę się przestraszyli. Zwłaszcza tych momentów, w których machając przed nimi cyckami wpychała łapy ziomeczka między swoje uda recytowała kolejne wersy litanii do Matki Bożej Miłosierdzia, do Najświętszego Serca Pana Jezusa, do Najdroższej Krwi Chrystusa Pana, czy do świętego Józefa. Ale z upływem czasu i wódki, nawet ich trochę podkręciła tym swoim pierwotnym, zboczonym show i trochę się także angażowali. Tu klaps, tam cycek. Dj próbował podać. Ale jak z bliska  zobaczył jak wrzeszczy, jak się rzuca, jak się ta zakonnica mota, to przestraszył się jej zębów i się wycofał. Ziomeczek z tego pseudo seksu z nią niewiele pamiętał, bo był taki wypity i zmaltretowany melanżem, że trudno to co osiągnął w swojej męskości nazwać wzwodem. I na pewno nie było to kacowe "This is Sparta!". Ale jej to wystarczyło, bo pewnie już wsiadając do tego busa jej punkt G dostał ero-turbulencji. No i pozostają jeszcze kwestie estetyczne. Kudłów to ona miała tam tyle, że Oleksemu by na konkretne afro wystarczyło. Tak więc kierowca powiedział, że nigdy więcej. Że ma dość. Że on chce do domu, do żony i dzieci…
   No i na deser trzeba sobie wyobrazić, jak ta młoda dama która niosła całe życie światło chrystusowego miłosierdzia wysiada z busa pełnego elo ziomów. A jest konkretnie nakurwiona, rozczochrana, z niedopasowanymi i nie dopiętymi częściami garderoby. Nogi po krupniku i wielokrotnych orgazmach nie wiadomo jak wywołanych odmawiają jej posłuszeństwa. A oczom jej ukazuję się czterdzieści kilka osób plus ksiądz, które ma poprowadzić by wzmocnili wiarę w Boga Żywego, życie sakramentalne i dary Ducha Świętego, by były źródłem do dawania świadectwa dla męczenników, dla wszystkich, którzy przez wieki chrześcijaństwa na różne sposoby świadczą o miłości do kościoła.

Eventowy błąd w komunikacji

$
0
0
   Zastanawia mnie jak to jest, że tacy ludzie mają te posady, że tacy ludzie funkcjonują i pną się po szczeblach kariery. Na swoim przykładzie mogę przytoczyć co najmniej kilka historii, w których nie kompetencja managerów średniego szczebla, wysokiego, chuj wie jakiego? I innych wielce szanownych absolwentów renomowanych uczelni, którzy tworzą elitę eventową w tym kraju prawie kładła na łopatki imprezy z milionowymi budżetami. Ale nie zrobią tego, bo te korporacje wytoczą proces, bo chciałbym mimo wszystko jeszcze raz dla nich zagrać. Ale może ktoś tego z tego szalonego świata wizjonerów eventowych przeczyta tych kilka gorzkich słów prawdy i weźmie je sobie do serca
    Zacznę od definicji zlecenia. Które tak bardzo różni się od tego co oni od nas chcą. A chcą np. zrobić szaloną disco noc. Padają słowa funk, boogie. Mówią o wyjątkowości, o gorącej atmosferze, przedtawiają wizję pimpów z afro podjeżdżających cadillacami pod wejście, z których wysiadają dirty bitches. Nie, nie, nie. Skończy się to na Michaelu Jacksonie i nic poza tym. Wydelegowany przez organizatora młody stażysta z agencji, który odpowiada za pracę djów dostanie o 23 komunikat od pracownika korporacji, który tyra po 14 godzin w dziale marketingu i komunikacji, że jego przełożony Pan Prezes chcę usłyszeć taki nowy numer Lady Pank o Bałkanach. Tłumaczenia, że nie masz, nie grasz, masz wyjebane zostaną odebrane jako zakłócenie ładu korporacyjnego, co na pewno zostanie podniesione na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. A podczas imprezy rozpoczną się podchody, prośby, telefony z góry. Kto tak nie miał?
    To chodzi o to, że tak bardzo im trudno przyznać się, że cały ten świat ludzi którzy wyjeżdżają z garaży podziemnych, aby wjechać do innych garaży podziemnych i nigdy nie stąpać po chodnikach chcę tylko się nakurwić i uwolnić najprostsze instynkty. I mają do tego najświętsze prawo. Tylko po co robić całą otoczkę jacy my to nie jesteśmy cywilizowani?
Przed gigiem będą wydzwaniać, wymieniać z Tobą e-maile, w których punkt po punkcie znajdować się będą założenia dot. muzyki, harmonogramy, uwagi, że gdy tylko nasz gość specjalny pan jakiś tam Japończyk wyjdzie na mównicę to trzeba szybko przełączyć prezentację z komputera, który przygotowuje dział młodych zjebów ze szklanych budynków. Nikt nie jest w stanie Ci opowiedzieć na pytanie, czy z tego komputera ma też lecieć dźwięk, a jeżeli tak to czy to jest standardowe wyjście tzw. mały jack i czy komputer z prezentacją będzie blisko djki, aby to podpiąć. Nie da się opowiedzieć na takie pytania. Ogólnie to jak to ujmie pani z pr która zleciła Ci tą fuchę jest jakiś błąd w komunikacji na poziomie realizacji. I pada pytanie podstawowe, czy już na tym etapie musisz stwarzać problemy? Czy po prostu skoro oni tyle płacą to nie można tego zrobić tak, aby było dobrze?
     Wałkujecie tydzień ten najprostszy problem z podłączenie laptopa pod mikser nikt nie wspomni o najważniejszym problemie. Ani wzmianki. Nic. Więc ubierasz normalną koszulę za 59,99 z C&A, proste jeansy i jedziesz do roboty. Skandal! Jak Ty jesteś ubrany? Dlaczego nie masz tradycyjnego stroju japońskiego origami z wzorami sushi? Gonitwy, narady, zwrotny przepływ informacji, wykorzystanie elementów ze szkolenia w zarządzaniu sytuacjami kryzysowymi. Djka zostanie zastawiona parawanem ze wzorem trzech jabłoni u podnóża góry Fuji.
    Przechodzimy do kwestii estetyczno-artystycznych. Jak bardzo designer może utrudnić życie djowi? Czy designer może na rozstawienie sprzętu (o którego wymiarach pisałeś w e-mailu do pani Katarzyny, która jest starszym specjalistom ds. kluczowych realizacji w agencji reklamowej) przewidzieć 1/3 tego co potrzebujesz? Czy designer może ustawić djke na poziomie 60 cm nad ziemią tak abyś przez następny tydzień hodował garba? Czy light enginerzy są w stanie umieścić światła, pary, stroboskopy, lasery, ruchome głowy i jeszcze wytwornice do dymu metr od konsolety i wycelować to wszystko w dja? Przecież to fajnie naświetli nam temat. Czy odsłuchu można nie montować bo zaburzy linie i układ dekoracji?
    I wreszcie najciekawsze. Jak to dzieje, a to się zdarza w miarę często, że funkcja emergency dja jest tak bardzo potrzebna. Rozumiem wypadki losowe, złamania, choroby, strajk na PKP. Ale w skali kraju notorycznie zdarza się, że z różnych powodów leżących po stronie organizatora zapomina się bookować djów i na dzień przed wydarzeniem rozpoczynają się gorączkowe poszukiwania, które mniej więcej wyglądają tak, że jest telefon z prośbą o zagrania następnego dnia. Gdzie nikt nie potrafi jasno opowiedzieć na pytania dot. sposobu i terminu płatności. Nikt nawet wzoru umowy nie ma. I ściągają biednych djów z wakacji z urlopów z rodziną, ale jako że zleceniodawca to poważna firma, która zawsze zabezpiecza się na każdym froncie. To na dzień przed imprezą bookują djów podwójnie, po to aby w dniu imprezy z jednego zrezygnować dyplomatycznym: "będziemy w kontakcie".
     Tak więc pozdrawiam tu wszystkich z tego miejsca w 2014 roku i będziemy w kontakcie.

Rapowy marketing - K R Ę G I

$
0
0
   Nie jestem specjalistą w PR, tym bardziej w psychologii tłumu, a już o jakiś socjologicznych rozkminach nawet nie wspominam. Co więcej, jest to wielce prawdopodobne, że już ktoś wcześniej na to wpadł. Na pewno ktoś w google to wymyślił pięć lat temu, ale nikt nie odbierze mi tej radości z tego, że ja to właśnie teraz wymyśliłem. Kręgi. Grupy. Powiązania.
Jeżeli cokolwiek robisz w np. showbiznesie djskim czy rapowym, co ma mieć w przyszłości przełożenie na wynik finansowy, który jest powiązany z popularnością twojej pracy to musisz zdać sobie sprawę z tego, że musisz zrobić krok dalej. Ten krok dalej to wyjście poza twój krąg znajomości zarówno w realnym świecie jak i w tym wirtualnym. Pozwól, siostro i ty czarny bracie, że posłużę się przykładem.
   Jesteś młodym, nawet rokującym raperem, ale nie jakimś debeściakiem który wydaje swój debiutancki album. Robisz klip, masz dystrybucje w Fonografice, nawet mp3 w sieci można kupić. Twój fan page lubi z 4000 osób, a zdarza ci się nawet fajny koncercik w mieście obok zagrać. Wszystko to chuj. I jeżeli trzymać będziesz się tej swojej truskulowej drogi kariery, to znaczy w klipie nie będzie dup. Nie zdissujesz Tedego. Nie odwołasz koncertu z powodu przedawkowania mefedronu. Nie zaprosisz VNMa na featuring czy coś w tym stylu to nic z tego nie będzie. Dlaczego? Dlatego, że…
    Wydajesz płytę, którą głównie kupują ludzie którzy są na twoim fan pageu i przychodzą na twoje koncerty. To oni także lajkują twoje klipy w sieci i dają im szczerze łapki w góre. Wywiady jakie masz to są dla lokalnych kanałów youtubowych, które oglądają ci sami co wcześniej dali lajka na fan pageu i ci sami co już kupili płytę w preorderze i nawet już mają bilet na twój premierowy koncert. Obracasz się po prostu w jednym zamkniętym kręgu. Co z tego, że do np. 1000 znajomych na prywatnym profilu wysyłasz info, że wydajesz płytę. Nic to za wiele nie da. Bo jak oni umieszczą ten news to przeczytają go ich znajomi, którzy są w tym samym kręgu co ty i oni już tą płytę mają zamówioną.
    Chodzi o to, że jesteś z Przemyśla i w swoim gronie znajomych masz 1000 osób w przedziale wiekowym 16-30, z których większość lajkuje te same strony i piszę o tym samym. A jak chcesz wyjść z tego grona to ktoś w Słubicach, który ma 500 znajomych musi zbudować twoją pozycję w social mediach tak, aby jego kilkunastu znajomych codziennie udostępniało twoje tracki. Rozumiesz? Chodzi o to, że fajnie że grasz zajebiste koncerty u siebie w mieście, ale przychodzą na nie tylko twoi znajomi/fani. A cel jest taki, że musisz pojechać 200 kilometrów dalej i swoim przekazem, flow i show zmusić kilkuset mieszkańców miasta z innego województwa, aby na drugi dzień wspomnieli o tobie w komentarzach i aby twoje wirtualne ja zaistniało w ich kręgu geograficznym. Tylko wtedy, gdy wyjdziesz, z swojego realnego i internetowego środowiska twoja praca zostanie dostrzeżona i nie kłam, że ci na tym nie zależy. Bo gdyby ci nie zależało to nie byś wydawał legalnego albumu tylko zrobił nielegalny mixtejp rozdawany z ręki do ręki w lokalnym skateshopie.
    I to co piszę nie ma za wiele wspólnego z tak chętnie wypominaniem sprzedawaniem się. To po prostu praca, którą ktoś musi wykonać w twojej wytwórni, a jeżeli jest to mały label, który głównie opiera się na tym, że zbiera hajs na teledyski od producentów ubrań to musisz to zrobić ty. To bardzo ciężka i mozolna robota, ale skoro już jesteś "gwiazdą", bo wydałeś legalny album, w który ty i twoi producenci włożyliście mnóstwo pracy, bo chcesz grać koncerty, bo masz swój kanał na YT i swój fan page na FB. To chyba lepiej trochę się pomęczyć i sprawić, aby ktoś docenił wasz wysiłek ? Więc musisz walczyć o jak największy zasięg terytorialny - tu pamiętaj, że lepiej pojechać gdzieś daleko i grać za jałmużnę niż za miliony u siebie, bo skoro wierzysz w siebie i jesteś dobry to za rok tam wrócisz i zgarniesz pełną stawkę, a u siebie grać możesz zawsze. Dalej musisz walczyć o różnorodność odbiorcy - ten który zgarnia tych co noszą się w RPK ma tylko część tortu, ten który także sięga po tych co ubierają El Polako zbiera nawet pączki z lady obok, a ten co potrafi nawet przyciągnąć tych co w Carharcie, Tapoucie, czy H&M :) to już przejmuje całą cukiernie. A wiesz dlaczego to co piszę to prawda i to sprawdza się w praktyce? Bo mamy 2014 rok, a nie 2001, gdzie każdy, kto w miarę składał rymy mógł odnieść sukces.

Full Flava TV Sezon 1: DJ TRAKMAJSTER

$
0
0
W grudniu 2013 zaraz pod Mistrzostwach IDA dopadła mnie ekipa Full Flava i tak oto powstał ten wywiad. O tym jak było, jak jest i być może jak będzie jest tu:

Viewing all 183 articles
Browse latest View live